Pierwsze dwa dni sierpnia pielgrzymi z różnych stron diecezji spędzili w Miedniewicach. Tam, w domu Matki Bożej, modlili się, rozmawiali, czuwali. A Ona - jak najlepsza matka i gospodyni - dla każdego miała czas, słuchała, wspierała, dodawała sił i nadziei.
Każdą przybywającą grupę pątników witali bracia franciszkanie. 1 sierpnia uroczystości przed cudownym obrazem poprzedziło wycie syren strażackich w godzinie "W". Później za powstańców podczas Mszy św. za ojczyznę modlili się nie tylko pątnicy, ale także władze gminy Wiskitki, szwoleżerowie, poczty sztandarowe. Eucharystii przewodniczył biskup senior Józef Zawitkowski. Wygłosił także słowo Boże i poprowadził apel poległych, podczas którego pod tablicą upamiętniającą powstańców złożono wieńce i kwiaty.
- Już dawno temu pokochałem tę Matkę Boską Świętorodzinną. Może to jest taki symptom sieroty, która ciągle tęskni za mamą. I coraz bardziej tęskni i coraz bardziej potrzebuje Jej pomocy - mówił bp Zawitkowski. - Tak bardzo się cieszę, że tu jestem. W zeszłym roku "zaspałem" i nie mogłem u Niej być, ale modlitwy wiernych mnie obudziły ze śpiączki. Dziś jestem tu, by dziękować i modlić się za tych, których Pan stawia mi na drodze. W 75. rocznicę powstania warszawskiego pamiętam o powstańcach i o mojej ojczyźnie - dodał biskup.
Po Mszy św. i apelu pątnicy wzięli udział w nabożeństwie dróżek Najświętszej Maryi Panny, opowiadających o Jej życiu i czuwaniu. O północy została odprawiona kolejna Eucharystia.
Drugiego dnia, w święto Matki Bożej Anielskiej, do Miedniewic przybyły pieszo, na rowerach i autobusami kolejne grupy pielgrzymów. Od wczesnych godzin rannych poszczególne grupy uczestniczyły w Eucharystiach przez cudownym obrazem. Msza św. odpustowa została odprawiona w samo południe przed sanktuarium. Przewodniczył jej o. Wiesław Pyzio, prowincjał franciszkanów.
- Przez 300 lat przybywają tu ludzie, by uzyskać odpust - mówił w homilii. Kaznodzieja, przybliżając postać św. Franciszka, podkreślał, że każdy powinien mieć swoją Porcjunkulę, miejsce, gdzie będzie wracał do początku. - Warto powracać do miejsc, gdzie człowiek rozpoznawał swoją drogę życiową. Trzeba swoje życie widzieć jako ciągłe powracanie do rzeczy, wartości, które są cenne. Każde oddalenie się od takiego miejsca sprawia, że nasze doświadczenie słabnie. Czym dalej jesteśmy od tego, co najważniejsze, tym powrót jest trudniejszy. Powroty to droga dużo trudniejsza niż odchodzenie. Musimy pytać, co się stało z naszą pierwotną miłością do Boga, do żony, męża, do drugiego człowieka. Jakość życia człowieka zależy od pytań, jakie sobie zadajemy. Jeśli pytania będą ambitne, głębokie, będą dotykały naszego serca, to i odpowiedzi - wcześniej czy później - pójdą za jakością pytań. Nawet wtedy, gdy odpowiedź trzeba będzie dawać przez całe życie. Trzeba pytać, na ile jestem daleko od Boga, na ile chcę wracać do Niego. Czy chcemy w życiu i śmierci do Niego należeć? - pytał kaznodzieja.
Na zakończenie Eucharystii wierni wyruszyli w procesji za Najświętszym Sakramentem. Po błogosławieństwie nastąpiło poświecenie zakupionych pamiątek.