Powiedzenie, że wiara góry przenosi, stało się czymś przysłowiowym. Jest to z ludzkiego punktu widzenia nierealne, czy wręcz absurdalne, bo po co góry miałyby się zanurzać w morzu albo morwa tam przesadzać. Skoro jednak wiara daje nam uczestnictwo w życiu Boga, dla którego wszystko jest możliwe, to znaczy, że mamy udział w Jego twórczej mocy. A skoro nasza wiara ma wzrastać, to i nasz udział w Boskim życiu może być pełniejszy. W tym właśnie objawia się potęga wiary.
2. Niepojęta moc wiary. Trwanie w wierze pozwoli dokonać wówczas czegoś znacznie więcej niż przesadzenia drzewa w morze. Jest to możliwe, bo wiara daje nam udział w życiu samego Jezusa, a On przecież dokonał rzeczy najbardziej niemożliwej i niepojętej na świecie – jako Bóg, a więc Pan wszechświata, stał się sługą wszystkich. Wydaje się, że nie można lepiej ukazać doniosłości wiary. Ona zwraca nas ku prawdziwemu życiu. Prośba o przymnożenie wiary oznacza także prośbę, aby prawda, którą pragniemy posiąść, prowadziła wszystkich ku życiu wiecznemu.
Odpowiedź Jezusa na prośbę uczniów pokazuje, że nawet najmniejsze ziarenko wiary daje uczestnictwo w tej twórczej mocy Boga, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. W ten sposób Bóg wstrząsa światem, ludzkim życiem. Dlatego wiara wymaga od nas całkowitego zaangażowania się, przyjęcia woli Bożej w duchu posłuszeństwa, jak uczynił to Abraham i inni świadkowie wiary w Starym Testamencie. Ich „kroczenie z Bogiem” – jak to określa Biblia – przez całe życie pozwalało im pokonać własny lęk i słabość, wyjść nie tylko ze swojej ziemi, ale także z siebie, pokonać własne ograniczenia, jak bezpłodność czy wyniosłość. Posłuszeństwo, cierpliwość, wytrwałość, stałość, miłość to cnoty pozwalające im być razem z Bogiem, zawrzeć przymierze i przebywać w Jego ziemi. Wierzyć tak jak oni, oznacza zatem być posłusznym Bogu, nawet w obliczu niezrozumienia i przeciwności. Na tym polega prawdziwa mądrość, dzięki której możemy podobać się Bogu. Słowo Chrystusa jest gwarancją i dowodem tego, co zostało nam przyrzeczone i czego się spodziewamy. Wiara, dzięki której możemy pokonać wszelkie przeszkody, nie jest zatem jakimś „bagażem” doktrynalnym, zbiorem dogmatów i definicji, lecz osobistą relacją z Bogiem. Należy więc odpowiedzieć sobie na pytanie, czy pogłębiła się ta moja relacja z Bogiem? Na ile moja wiara wzrosła przez ten czas?
3. Słudzy nieużyteczni. Przypowieść, stanowiąca dopełnienie odpowiedzi, w pierwszym odczuciu wydaje się nie pasować do całości. Pytania odnoszące się do stosunków pomiędzy panem a jego sługą ukazują faktyczną relację społeczną znaną w całym starożytnym świecie, który wypracował taki system.
Oczywiście tak nie jest. Po pierwsze, postawione konkretne pytania, na które z łatwością można odpowiedzieć, pokazują, że wiara ma charakter dialogiczny – Bóg mówi, a człowiek słucha i odpowiada. Jest to nasze „tak” wypowiadane Bogu na chwałę. Poprzez słuchanie, a więc wydawałoby się bierną postawę, już ukazuje się wielka aktywność. Po drugie, Jezusowe słowa świadczą, że wiara musi wyrażać się w konkretnych czynach, jak ma to miejsce w życiu służącego. Nie tylko to jednak. Tak jak sługa nie może się spodziewać ani pochwał, ani zapłaty za swoją pracę, tak samo wierzący nie może oczekiwać jakiejś specjalnej premii za dobre uczynki. Skoro wiara jest darem Boga, a nasze dobre uczynki są jej wyrazem, to staje się oczywiste, że dobro jest naszą powinnością. Przypowieść o słudze jest zatem przykładem na bezinteresowność wiary. Tego oczekuje Jezus od swoich uczniów, od każdego z nas. Wierzący jest całkowicie oddany do dyspozycji Bogu o każdej porze dnia i nocy. Miłość wypływająca z wiary pozostaje wolna od pytań typu: „za ile?”, „jaką przyniesie to korzyść?” albo „po co?”. Na tym polega służba Panu Bogu. W tym kontekście można odwołać się do królewieckiego filozofa, Imanuela Kanta, który ogłaszając swój imperatyw kategoryczny, na pytanie: „Dlaczego mam być dobry?”, odpowiada stanowczo: „Boś powinien!”.
Wiara pobudza nas do doskonałości także w wypełnianiu naszych obowiązków względem Boga i bliźniego. Pamiętać bowiem musimy, że miłość Boża jest większa od naszej użyteczności w codziennym życiu. To Bóg przeobraża nasze czyny tak, że z małego ziarnka stać się mogą czymś niesłychanie wielkim. Potrzeba oczywiście wielkiej pokory, aby uznać, że sami z siebie nic wielkiego uczynić nie możemy. Dlatego postawa ucznia Jezusa musi być postawą sługi, który jest pracowity i wierny, jak ten z dzisiejszej Ewangelii. On przecież orze pole, pasie stado, usługuje przy stole. Pracuje zatem w domu i zagrodzie.
Wzorem takiej służby pozostaje sam Jezus. Wielokrotnie wskazywał On swoim Apostołom, że „nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć” (Mt 20,28), a podczas Ostatniej Wieczerzy powiedział im, że jest między nimi jako ten, który służy (por. Łk 22,27). Cała Jego ziemska misja, łącznie ze śmiercią na krzyżu, była nieustanną służbą, posuniętą do ofiary z samego siebie. Do tego samego Jezus wzywa nas wszystkich. Służba staje się więc naśladownictwem Jego samego.
Jest oczywiste, że bez wiary takie pójście za Jezusem jest niemożliwe. Znoszenie zła i trudów, jak miało miejsce w przypadku proroka Habakuka i Pawła Apostoła, stałoby się jakimś dręczącym i bezsensownym cierpiętnictwem, dalekim od godności dziecka Bożego. Dlatego wciąż trzeba powtarzać: „Panie, przymnóż nam wiary”. Taka modlitwa przypomina, że wszystko jest w rękach Boga. Dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych.
Nie będzie i dla nas!