Była zaduma, ale i radość, były nieoczekiwane zwroty akcji, niepewność i obawy. Te ostatnie niepotrzebne, bo koncert, zgodnie z tytułem, pokazał, jak wiele serc biło tego dnia dla Małgosi.
Pełen wzruszeń i emocji był koncert dla Małgosi Jacaszek-Piekarskiej, który odbył się w Kinoteatrze Polonez w Skierniewicach. To nie kinowy przebój ani koncert gwiazdy estrady, ale inicjatywa serc i chęć pomocy chorej skierniewiczance wypełniły salę do ostatniego fotela. Normalne życie Małgosi, do niedawna aktywnej zawodowo dziennikarki i pilota wycieczek, przerwała choroba.
Rok temu dowiedziała się, że ma nowotwór piersi. Badanie histopatologiczne wskazało, że to najbardziej złośliwy rodzaj raka i bez odpowiedniego leczenia w szybkim czasie może dojść do przerzutów. Rozpoczęła się długa i ciężka walka z chorobą, ale Małgosia nie została w niej sama. Wspierają ją znajomi, przyjaciele, a także pracownicy skierniewickiego urzędu miasta. Tak narodził się pomysł na „Koncert serc”. Nie było problemu ze skompletowaniem artystów, nie było problemu z przedmiotami na licytację, a – jak się w trakcie koncertu okazało – nie było też problemu z chętnymi do licytowania. Ale po kolei. Na scenie wystąpili Tamara Arciuch, Bartosz Opania, Adam Fidusiewicz, Iwona Manista-Kutryś, Justyna „Jazzta” Panfilewicz, Zuzia Ambroziak i prowadzona przez nią grupa Energiczne Akordy oraz saksofonista Michał Borowski. Koncert i aukcję poprowadził Bartłomiej Kasprzykowski.
Zakochani w pomaganiu
Wśród osób wspierających skierniewiczankę od początku choroby jest aktorka Tamara Arciuch, prywatnie koleżanka ze szkolnej ławki. – Najpierw starałam się w mediach społecznościowych nagłośnić apel o pomoc, potem zorganizowaliśmy koncert w Warszawie, a później stwierdziliśmy, że trzeba też zapukać do rodzinnego miasta, z którego wszyscy pochodzimy. Nie wyobrażałam sobie, żeby się nie zaangażować w tę pomoc – mówi aktorka. Występy artystów przerywane były licytacjami obrazów i innych cennych przedmiotów. Wśród nich znalazł się srebrny naszyjnik przekazany przez pierwszą damę Agatę Kornhauser-Dudę, a wylicytowany przez prezydenta Skierniewic Krzysztofa Jażdżyka.
Aukcję w mistrzowski sposób poprowadził Bartłomiej Kasprzykowski. – To test dla Skierniewic i dla nas wszystkich, test na naszą otwartość i chęć niesienia dobra. Uwierzcie, my Polacy w pomaganiu jesteśmy naprawdę dobrzy – mówił, otwierając licytację. Okazało się, że ten test skierniewiczanie zdali śpiewająco. Kolejne przedmioty także znikały z aukcji. – To niesamowite, pan licytuje powiekami – wołał ze sceny Bartek Kasprzykowski, zagrzewając skierniewiczan do podbijania ceny. – Bardzo się bałem – przyznaje Zbigniew Sawicki z komitetu społecznego „Pomoc dla Małgosi”. – Wiedzieliśmy, że to będzie długi koncert. Najpierw obawiałem się, czy ludzie przyjdą, a potem – czy zostaną do końca. Widziałem, że Bartek też się denerwował. Na scenie wulkan energii i showman, poza nią robił i uzupełniał notatki na bieżąco i przygotowywał się do każdego wejścia. Dawał mi też rady. Pamiętaj, mówił, jak wychodzisz na scenę, to kochasz wszystkich, a wszyscy kochają ciebie. I rzeczywiście, nie raz Kasprzykowski ze sceny wyznawał miłość, zarówno paniom, jak i panom biorącym udział w licytacji, szczególnie doceniając tych, którzy przelicytowywali samych siebie, dokładając kolejne cegiełki do leczenia Małgosi.
Brawurowy prowadzący, świetne przygotowanie i wspaniali artyści oraz nieoceniona publiczność to składniki sukcesu przedsięwzięcia. Z aukcji zebrano prawie 14 tys. zł. Całkowity dochód z koncertu wyniósł niemal 25 tys. zł. – Skierniewice znowu pokazały, że są zakochane w pomaganiu – mówi prezydent miasta Krzysztof Jażdżyk. – Zastanawiam się nawet, czy w naszym herbie nie powinno się znaleźć duże, piękne serce. Wzruszenia nie kryje adresatka tych wszystkich słów i działań Małgorzata Piekarska. – Mam szczęście, że mieszkam w Skierniewicach, gdzie jest tyle osób wrażliwych i empatycznych. Dzięki nim pojawia się światło, nadzieja i wiara w ludzi. Łatwiej wtedy walczyć z tak straszną chorobą, jaką jest nowotwór. To Bóg stawia tych wszystkich dobrych ludzi na mojej drodze. Czuję Jego obecność – mówi.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się