W czwartek 13 maja w WSD w Łowiczu odbyło się Sympozjum Naukowe "Sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński - w drodze do świętości".
Obok seminarium w gronie współorganizatorów byli Akademia Katolicka w Warszawie i Wojewódzki Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli w Skierniewicach. Wydarzenie odbywało się online. Postać kard. Wyszyńskiego przybliżyli Anna Rastawicka z Instytutu Prymasowskiego, o. Wojciech Dec OSPPE oraz pasterz diecezji bp Andrzej Franciszek Dziuba.
Witając zebranych, ks. Piotr Kaczmarek, rektor WSD w Łowiczu, podkreślił, że w odkrywaniu prawdy o Bogu, świecie i nas samych warto opierać się na mądrych i świętych przewodnikach. - Chodzi o ludzi, którzy zmierzyli się z prawdą, potrafili ją w swoim życiu odkryć, przyjąć, a także jej bronić. Tacy są święci, żywe drogowskazy dane nam przez Boga - mówił kapłan. W tym roku przewodnikiem uczyniono Prymasa Tysiąclecia z racji zaplanowanej na 12 września jego beatyfikacji.
Jako pierwsza głos zabrała Anna Rastawicka, która przez wiele lat pracowała w sekretariacie prymasa Polski, i która za misję swojego życia obrała upowszechnianie i promowanie jego nauczania. - Postaram się podzielić tym, czego mnie uczyło życie księdza kardynała przez lata, kiedy mogłam patrzeć na to życie z bliska, na co dzień, w pracy przy Miodowej. Myślę, że jest to doświadczenie uniwersalne, dostępne także dla tych, którzy osobiście nie spotkali się z kardynałem. Patrząc na życie księdza prymasa, wydaje mi się, że najważniejsze było to, że on nigdy się nie poddawał. I tak było od dzieciństwa - mówiła. - Kiedy był święcony, był tak słaby, że marzył, aby jak najdłużej trwała Litania do Wszystkich Świętych, podczas której leży się krzyżem, bo bał się, że gdy wstanie, nie będzie miał siły utrzymać się na nogach. Później pojechał na Jasną Górę z Mszą św. prosić Matkę Bożą, żeby chociaż kilka Mszy św. mógł odprawić. A odprawiał je przez 56 lat - opowiadała prelegentka.
- W trakcie pracy przy Miodowej byłam świadkiem, z jakim spokojem znosił wszystkie ciosy zadawane Kościołowi. Ciągle przychodziły jakieś straszne wieści. A to zamykanie seminarium, zabieranie kleryków do wojska, zabieranie siostrom domów zakonnych, likwidowanie stowarzyszeń katolickich. On spokojnie przyjmował te wszystkie doświadczenia. Bolały go, ale nigdy nie poddawał się panice, zwątpieniu. Nie słyszałam: "Boże, co teraz będzie?". Przeciwnie - kiedy przychodzili ludzie przestraszeni i zadawali to pytanie, odpowiadał: "Tyko Bóg na pewno będzie i my w Nim". Wierzył, że Bóg nigdy nie przegra - świadczyła pani Anna.
Prelegentka zwróciła także uwagę na ogromną miłość do ojczyzny, szacunek, jaki miał do każdego człowieka, a także na jego troskę o ludzi pracy i niezwykłe lekcje przebaczania, jakich udzielał. - Uczył miłości do każdego człowieka. Mówił nam, że mamy kochać naszych nieprzyjaciół. Gdy miałyśmy z tym kłopot, podkreślał, że mamy kochać nieprzyjaciół, wrogów Kościoła, bo Bóg ich kocha - mówiła.