W ramach naszego cyklu "Mimo drzwi zamkniętych" przez trzy dni będziemy publikować świadectwa kapłanów, którzy zgodzili się podzielić z nami swoim przeżywaniem kapłaństwa i wiary w czasach pandemii.
Ks. Sławomir Wasilewski, proboszcz parafii św. Wojciecha w Makowie:
Tegoroczny Wielki Post to dla mnie - jako człowieka, chrześcijanina i kapłana - jedne, wielkie, długie i bardzo mocne rekolekcje. Wielokrotnie powtarzam sobie w sercu, że to są największe i najmocniejsze rekolekcje wielkopostne mojego życia. Dzień po dniu mam możliwość uczestniczyć - w tym, po ludzku rzecz biorąc, trudnym dla nas wszystkich czasie - w czymś naprawdę niezwykłym. Moim rekolekcjonistą nie jest w tym roku żaden zakonnik, zaprzyjaźniony kapłan czy nawet najlepiej mówiący wytrawny kaznodzieja, ale moim Rekolekcjonistą jest bezpośrednio sam Pan Bóg, który przemawia bezpośrednio przez swoje słowo oraz bardzo bezpośrednio i bardzo konkretnie przez aktualne "znaki czasu". Może to zabrzmi dziwnie, ale przeżywam ten czas z wielkim pokojem w sercu. Wprawdzie nie wiem, co się wydarzy, uważam na siebie (bo o to mnie proszą moi parafianie), ale czuję, że jestem w dobrych rękach Boga, który daje mi radość, zapał do duszpasterskiej posługi, poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. Pan Bóg pozwala mi odkryć po raz kolejny (ale chyba o wiele mocniej niż wcześniej) piękno kapłaństwa i szczęście z pełnienia tego, co jest moim powołaniem. Czuję w tym czasie bardzo mocno, że jestem na służbie u Pana Boga z myślą o zbawieniu swoim i moich parafian, i jestem kapłanem szczęśliwym. Wielokrotnie słyszałem w moim życiu świadectwa księży, którzy - zapytani, czy gdyby mieli drugi raz możliwość wybierania życiowej drogi, co by wybrali - zapewniali, że gdyby mieli wybierać ponownie, to po raz drugi bez wahania wybraliby kapłaństwo. Kiedy słuchałem takich zapewnień, zastanawiałem się, skąd u nich taka pewność. Dzisiaj, w dużej mierze dzięki temu, co przeżywam jako duszpasterz w czasie pandemii koronawirusa, mogę z czystym sumieniem powiedzieć: "Gdybym miał drugi raz decydować, wybrałbym ponownie Jezusa i niczym przeze mnie niezasłużoną łaskę uczestnictwa w Jego kapłaństwie".
Jestem proboszczem ponadpięciotysięcznej parafii i w czasie epidemii jeszcze bardziej widzę... Kościół. Mam przed oczami wiele niecodziennych sytuacji i poruszających obrazów. Oczywiście stosujemy się do rozporządzeń rządowych i w świątyni nie przebywa jednocześnie ponad 5 wiernych, ale cieszę się, że w świątyni w Makowie przez cały dzień jest ktoś. Już czwarty tydzień trwa w nim całodzienna adoracja Najświętszego Sakramentu i Pan Jezus nigdy nie jest sam. Mam przed oczami ludzi stęsknionych za Jego obecnością i dziękujących ze łzami w oczach, że mogli się zapisać na adorację i być z Jezusem tak blisko, czasem zupełnie sam na sam, w cztery oczy. Ci najbardziej stęsknieni siadają jak najbliżej monstrancji, trwają na modlitwie na kolanach całą godzinę, która wydaje się im być krótkim kwadransem. Ktoś nawet położył się krzyżem na zimnej posadzce. Boży szaleniec. "Dziękuję za bycie przy Jezusie. Niech ten »zmarnowany« dla Jezusa czas zaowocuje łaskami w życiu Pani i Pani rodziny" - napisałem esemesem do parafianki będącej pewnego dnia na adoracji Najświętszego Sakramentu. A ona odpisała mi na to szybko i krótko: "Księże Proboszczu! Proszę za nic nie dziękować. A zwłaszcza za czas »zmarnowany« z Jezusem, bo to (dla mnie) wielka łaska!".
Mówię, że mam przed oczyma Kościół, bo dzięki otwartemu przez cały dzień kościołowi, sprawowanym Mszom św. i nabożeństwom, dyżurach w konfesjonale, stronie internetowej i Facebookowi czujemy, że jesteśmy ze sobą jako wierzący bardzo, ale to bardzo złączeni duchowo. Dziękuję Bogu, że w osobie młodego ks. Jakuba, wikariusza, mam dzielnego i gorliwego współpracownika, młodszego brata, towarzysza modlitwy. Jestem wdzięczny świeckim za ich modlitwy w intencji nas i naszej posługi. Jestem dumny ze świeckich, którzy zorganizowali transmisje liturgii sprawowanych w naszym kościele. Patrzę z podziwem na wolontariuszy, którzy do każdego z 1500 domów naszej parafii roznieśli list od proboszcza napisany z myślą o wszystkich parafianach, a zwłaszcza o chorych, cierpiących i samotnych. Wiem z informacji zwrotnych, ile te kilka napisanych od serca zdań dla nich znaczyło i znaczy: "Księże Proboszczu, serdeczne Bóg zapłać za pismo i życzenia (...) oraz codzienne Słowo Boże. To bardzo pomaga w tym trudnym okresie, szczególnie osobom starszym".
Z wielu esemesów i rozmów wiem, że ludzie są spragnieni słowa Bożego, szukają go i chętnie nim się karmią. Jest mi tylko przykro, że nie wszyscy chętni mogą przyjść do kościoła. Po transmisji niedzielnej Mszy św. otrzymałem SMS: "Proszę Księdza, to jest nie do przeżycia. Oglądam transmisję Mszy Świętej, a za oknem widzę nasz kościół i nie mogę tam być. Proszę, niech mnie Ksiądz wpisze na Triduum Paschalne i na Rezurekcję". Serce mi pęka, bo jak zapisać na Wielkanoc 5.000 osób, skoro można maksymalnie do 5 osób na jedną Mszę? Podziwiam wiarę pobożnych niewiast, które przychodzą pod kościół tuż przed Mszą św., mimo że nie zdołały się zapisać i być w pierwszej piątce; przychodzących z nadzieją - a czasem wbrew nadziei - że może jednak w świątyni znajdzie się dla nich jakieś wolne miejsce. Gdy mają szczęście, wchodzą do środka, jeśli jednak jest już w środku 5 osób, z modlitwą na ustach wracają pokornie do swoich domów. Takie postawy nie mogą nie chwytać za serce i nie stawiać pytania: "Czy ja mam wiarę podobną do ich wiary?". Kwintesencja rekolekcji: słowa pouczają, ale pociągają przykłady...
Jako kapłan nie poddaję się zwątpieniu i staram się podtrzymywać innych na duchu, bo głęboko wierzę, że Bóg jest nad tym wszystkim i że Jego miłość jest większa niż koronawirus. Niepokoję się jednak o tych najsłabszych fizycznie i psychicznie, bo wiem, że jest im bardzo ciężko: "Pan N.N. zamyka zakład. Chodzimy do pracy, jak na razie do świąt. A co dalej, to sam właściciel nie wie... Wesoło nie jest". Zbieram więc te wszystkie rozmowy, esemesy, maile itp. i niosę do świątyni, zanoszę je Jezusowi i je tam "omadlam". Wtedy znów wracają pokój serca, siła, moc, nowe pomysły i poczucie, że między innymi właśnie po to jestem księdzem, by nosić nie tylko ciężary swoje, ale i innych. Cieszę się więc z cieszącymi i płaczę z płaczącymi.
W Wielki Wtorek modliłem się, adorowałem Jezusa, odprawiłem Mszę św. i odebrałem kwiaty do grobu Pana Jezusa. Pojechałem po nie z radością, bo kwiaty to prezent od nieobecnych w kościele parafian dla obecnego w świątyni Jezusa. W tym roku znów były piękne, jak piękna jest ich miłość do Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. A wieczorem ubieraliśmy grób Pański, żeby Jezus miał skąd powstać z martwych w niedzielny poranek. "Proszę Księdza, no jakie to będą święta?" - zapytała mnie w kontekście epidemii koronawirusa jedna z wierzących i praktykujących parafianek, teraz niewychodząca z domu, ale przed epidemią będąca w naszej makowskiej świątyni w każdą niedzielę, święto, a nawet częściej. "Jakie to będą święta?" - zapytała mnie ze smutkiem z głosie i z wielką, bardzo wyczuwalną tęsknotą za Jezusem w sercu. Opowiedziałem tak, jak to czuję: "To będą Święta Wielkanocne! To będą wyjątkowe święta, w czasie których wszyscy będziemy mogli jeszcze lepiej zrozumieć, co tak naprawdę znaczy zwycięstwo Życia nad śmiercią, zwycięstwo Boga nad szatanem, zwycięstwo Bożego miłosierdzia nad ludzkim grzechem, zwycięstwo Miłości nad wszystkim, co z miłością nie ma nic wspólnego".
Na takie święta czekam. A one już blisko. Dosłownie za kilka dni. Osobiście chciałbym je przeżywać jako człowiek nowy, który z najmocniejszych rekolekcji wielkopostnych w swoim życiu wyszedł mądrzejszy, nawrócony i przemieniony. Bardzo czekałem na Wielki Czwartek, wyjątkowy dzień w roku, w którym będę mógł podziękować za dar Kapłaństwa i dar Eucharystii. Podziękować nie sam, ale razem z ks. Jakubem i z moimi parafianami, którzy mówią, że tęsknią za swoim kościołem, Eucharystią, Komunią św. i wiele by dali, żeby móc jak najszybciej przekroczyć próg świątyni, umoczyć rękę w wodzie święconej znajdującej się przy wejściu do kościoła po lewej stronie w dużej kropielnicy, uklęknąć przed Najświętszym Sakramentem i zająć "swoje" miejsca w ławkach, które na nich czekają. Czekając na ich przybycie, modlę się, by nastąpiło to rychło, a w głębi serca dziękuję Jezusowi za to, że dał mi jako kapłanowi taką łaskę swojej bliskości, dzięki której mogę codziennie stawać przy Jego ołtarzu, karmić się Jego Ciałem i pić Jego Krew. Za tę łaskę Bogu niech będą dzięki!