W ramach naszego cyklu "Mimo drzwi zamkniętych" publikujemy świadectwa kapłanów, którzy zgodzili się podzielić z nami swoim przeżywaniem kapłaństwa i wiary w czasach pandemii.
Ks. Rafał Woronowski, student Prawa Kanonicznego na UKSW.
Zacząłem się zastanawiać, co w czasie pandemii koronawirusa z odległego Wuhan zmieniło się w moim życiu tu i teraz we wcale nieodległym Ursusie. Coraz bardziej dostrzegam jak świat jest mały i jak nieznane mi do tej pory Wuhan stało się bliższe niż mogłoby się jeszcze całkiem niedawno wydawać.
Wprowadzono stan epidemii. Przyznam, że odpocząłem. Nie tylko od obowiązków na uczelni, ale także od obowiązków parafialnych. Oczywiście one wciąż są, ale w zupełnie innym wymiarze. Mam teraz więcej czasu, również na rozmyślanie, na zweryfikowanie mojej posługi kapłańskiej. Pytam samego siebie: jak mam służyć? Nagrałem rekolekcje dla Łowickiej Pieszej Pielgrzymki Młodzieżowej na Jasną Górę, odprawiam Msze święte, spowiadam, modlę się, uczę. Szczerze mówiąc na nowo odkrywam moją relację z Bogiem. Widzę jak jeszcze wiele jest w tej materii do zrobienia, a z drugiej strony cieszę się każdą chwilą oddaną Bogu w modlitwie i na posłudze.
Mam też czas, aby legalnie „zdystansować się” od ludzi. Dosłownie. Dystans czasami jest dobry, potrzebny. Dzięki niemu można spojrzeć na pewne rzeczy, wydarzenia, osoby z innej perspektywy. Podziwiam wielu, zwłaszcza tych, którzy pozostają wierni Panu Bogu, którzy stają każdego dnia na modlitwie, szukają internetowej Mszy świętej, zwyczajnie i troskliwie pytają: „Jak to będzie, proszę księdza?”; „Kiedy to wszystko się skończy? Tęsknię już za Eucharystią w kościele…”
Ja też tęsknię. Odprawiam Mszę świętą każdego dnia, ale tęsknię. Za widokiem ludzi wypełniających kościelne ławki. Za tymi, którzy stoją w kolejce do konfesjonału. Za spotkaniami na żywo i rozmowami o wierze, o Bogu… Myślę, że w tym wszystkim wyraża się kapłańska posługa.
Ale z drugiej strony zastanawiam się, czy ludzie rzeczywiście tego potrzebują, czy potrzebują posługi kapłańskiej. Skąd takie przemyślenia? Jak już wspomniałem, podziwiam wielu, to prawda, ale wielu doprowadza mnie również na skraj udręczenia. Dlaczego? Widzę ogromną nieodpowiedzialność u ludzi, którzy za wszelką cenę „muszą wyjść z domu”. Widzę, jak wielu nie szanuje siebie nawzajem. Przychodzą na Mszę, bo „nie wyobrażają sobie, żeby nie być na Eucharystii”. Przecież z jednej strony to dobre pragnienie, ale z drugiej, w tych okolicznościach… wyraz nieposłuszeństwa, braku pokory i zrozumienia. To taki brak troski również o innych... Najgorsze jest to, że często ci „niewyobrażający sobie dnia bez Eucharystii” byliby w stanie z gniewu i frustracji niemalże „zabić dla Jezusa”, a już z całą pewnością przepychać się przed kościołem, krzyczeć, wysuwać roszczenia oraz obrażać pozostałych, spokojnie czekających w tej przedziwnej „kolejce do Boga”. Niestety to ci sami ludzie, którzy w innych okolicznościach, już w Wielki Czwartek, składaliby kapłanom życzenia, przynosili kwiaty, dziękowali za posługę… Tylko, po co to wszystko?
Z bólem serca wypraszam ludzi z kościoła każdemu osobno tłumacząc, że pięć osób to pięć osób i nie ma wyjątków. Z bólem serca tłumaczę tym, którym ciężko tłumaczyć, że są wśród nas bliscy zmarłego, za którego odprawiana jest Msza Święta i to oni powinni mieć pierwszeństwo uczestnictwa w tej Eucharystii. Z bólem serca patrzę na rozgoryczenie wielu i zupełny brak zrozumienia, tak jakby to „zły kapłana, zdrajca Jezusa” pozbawiał ludzi łaski bożej i zamykał niebiosa. Z bólem serca czytam smsy od ludzi, jak mi się wydawało wierzących, zawierające wyjęte z kontekstu fragmenty Apokalipsy św. Jana czy przepowiedni świętych lub nieświętych, które mają na celu wywołanie strachu, paniki i rozpaczy? Czy naprawdę taka jest nasza wiara? W poczuciu lęku, rozpaczy, beznadziei. Bez miłosierdzia i troski o dobro innych? Można by pomyśleć, że Bóg jest jakimś bezlitosnym maniakiem, który chaotycznie rządzi światem, a w tym właśnie czasie ten chaos wymknął Mu się spod kontroli i jesteśmy zdani na pastwę naszych lęków, wizji i domniemywań.
Modlę się za tych, którzy źle mi życzą, ale też za tych, którzy życzą mi całkiem nieźle. Wierzę, że Pan Bóg czuwa nad nami i wszystko jest w Jego ręku. Nie mam w sobie lęku o przebieg tej choroby w świecie i w Polsce, bo wiem, że Chrystus i tak zmartwychwstanie, że On i tak zwycięży. Mam jednak w sobie pewne zmartwienie o nas, o ludzi, o to, że przejdziemy wobec Niego obojętnie pochylając się nad sprawami, które są mało istotne, że ten Wielki Post i ta Wielkanoc będą inne nie tylko dlatego, że nie będziemy wszyscy w Kościele, ale może przede wszystkim dlatego, że biegnąc za fałszywymi wyobrażeniami zapomnimy o Zmartwychwstaniu Chrystusa.
Dziękuję Bogu za moje kapłaństwo, za dar sprawowania Najświętszej Ofiary i wierzę, że jeszcze pozwoli przeżywać mi moją wiarę tak, jak nauczyli mnie w domu, na katechezie i w seminarium. Ale jeśli nie, jeśli przyjdzie nam żyć w zmienionym świecie, to wiem, że i w tym Bóg da mi łaskę wiary, dzięki której nauczę się wierzyć na nowo i na nowo przeżywać swoje kapłańskie powołanie.